niedziela, 19 czerwca 2016

A little party never hurt no one at Orange Warsaw Festival 2016! DAY 1





Najwyższa pora na wspomnienie tegorocznego Orange Warsaw Festival, który był jednym z najgłośniejszych czerwcowych eventów muzycznych w stolicy. Wielu wykonawców, wiele koncertów, wiele opinii, a szczególnie tych bardzo zróżnicowanych.


Podrzucam time table OWF'16 ze zaznaczonymi przeze mnie wykonawcami, na których byłam i z tymi, na których szczególnie mi zależało.





Przed nami dzień 1.!!!

SORRY BOYS



Na pierwszy ogień pójdą zdjęcia z koncertu Sorry Boys występujących na Warsaw Stage, ponieważ jak to ja, o czym wiedzą wszyscy moi znajomi, mam problemy z pojawieniem się na czas i udało mi się przyjechać dopiero na końcówkę Marceliny. Ale dotarłam, także jest progres!


Ogólne wrażenie - 7 
Byłam po prostu zadowolona, myślę, że spokojnie spełnili moje oczekiwania.


Wykonanie - 7 
Zarówno wokalistce, jak i reszcie zespołu nie można było nic zarzucić


 Efekty - 4,5 
Nic szczególnego, z drugiej strony to nie Orange stage, no ale..


Zaangażowanie - 9 
Tutaj było szczególnie widach ich włożony trud i podejście, by zadowolić publikę, co oceniam na olbrzymi  +.


Klimat - 6 
Wytworzyli wokół siebie ciekawą spokojną aurę, a podczas swojego występu wokalistka
do złudzenia przypominała mi Florence & the Machine.

 

OCENA- 6,7




SKUNK ANANSIE



Mimo nałożenia się godzin koncertów dotarłam (spóźniona, ale to pomijam). Po poprzednim, znacznie spokojniejszym dostaliśmy znaczny zastrzyk energii, która biła od wokalistki. 


Efekty - 5 
  Nadal nic szczególnego a to już Orange Stage, czekamy dalej.


Klimat - 7 
 Ciekawa i charyzmatyczna osobowość, to mówi samo za siebie.


Ogólne wrażenie - 7 
 Mimo tego, że to nie był mój typ muzyczny, nie dało się przejść obojętnie.

Wykonanie - 6 
 Wydawało mi się, że jednak było sporo niedociągnięć, ale da radę to jakoś usprawiedliwić.


Zaangażowanie - 10 
 Tu mogę postawić 10. Deborah, którą wręcz rozrywało ADHD, poruszyła cały tłum i wprowadziła olbrzymią dawkę energii do festivalowego świata Orange.

OCENA - 7,0





LANA DEL REY



Dłuuugo czekaliśmy na nią. Tłumy fanów, serduszka, transparenty, pełen przepych.. Już od pierwszej sekundy ludzie się zakochali w wyglądającej jak księżniczka Lanie, bo wyglądała zjawiskowo.


Ogólne wrażenie - 6
Niestety, to nie było to czego się spodziewałam po tak zdolnej artystce. Może miałam zbyt wygórowane wymagania w stosunku do jej występu… Nie wiem.

Klimat - 8
Typowo "lanowski" chociaż za jego wytworzenie odpowiada nie tyle co sama wokalistka i oczywiście sceneria, ale głównie fani, z których powinna być dumna.


Efekty - 7 
Dekoracje w charakterystycznym dla Lany stylu retro i neonowy napis " del Rey" idealnie podkreśliły jej występ.



Wykonanie - 7
Nie mam pojęcia, czy to kwestia nagłośnienia, czy po prostu tak nikłego głosu Lany, ponieważ momentami kompletnie nie było jej słychać.


Zaangażowanie - 6
Kolejne moje rozczarowanie. Lana momentami była zbyt długo w swoim spokojnym świecie, chociaż byłam pozytywnie zdziwiona, kiedy zeszła do publiczności i pozwoliła sobie na kilka selfie.

OCENA - 6,8





DIE ANTWOORD



To był zdecydowanie ich wieczór! Nareszcie coś konkretnego i pełnego mocy. Było tak mega, że nawet nie robiłam żadnych zdjęć, bo szkoda mi było na to czasu, bez urazy oczywiście. 

Ogólne wrażenie - 9
Był sztos.

Zaangażowanie - 10
Jak zawsze na koncertach dają z siebie wszystko. 

Wykonanie - 8,5
Będę drobiazgowa i było prawie idealnie. Ale prawie...

Efekty - 9
Z nimi zawsze są efekty!

Klimat - 8,5 
Zespół dał z siebie wszystko i wytworzył swój specyficzny klimat, ale wydawało mi się jakoś spokojniej niż na Openerze 2015r.

OCENA - 9,0


To by było na tyle z mojego pierwszego dnia na Orange. Czekam na Wasze opinie i wspomnienia o OWF.  
Trzymajcie się cieplutko Kochani, buziak!!!


C.D.N.
JUŻ NIEDŁUGO POST Z 2. DNIA ORANGE WARSAW FESTIVAL



Wszystkie zdjęcia z OWF 2016 są mojego autorstwa (iPhone 6).


wtorek, 10 maja 2016

We're born to Orange Warsaw Festival 2016!


Nie ukrywam, że nigdy nie byłam przekonana do OWF i nie sądziłam, że kiedykolwiek się na niego wybiorę. Moje serce podbił Open'er i obiecałam sobie, że będę jeździć na niego dopóki pozwoli mi na to brak zmarszczek, a moja koncertowa ekipa będzie nadal wśród żywych.

Przeglądając zapowiedzi kolejnych koncertów i gwiazd przemknął mi headliner Orange z Laną del Ray na czele.
Jako jedna z tych "polujących" na jej koncert w pobliżu odpowiedź może być tylko jedna- "Będę!".


Biorąc pod uwagę fakt, że amerykańska gwiazdka baaardzo rzadko koncertuje w Europie, OWF tym ogłoszeniem, a może po prostu trudem włożonym w jego realizację, niewątpliwie zyskał w moich oczach.
Lana, a właściwie Elizabeth, bo tak brzmi jej prawdziwe imię, córka milionera branży reklamowej, to jedna z ówczesnych ikon mody i stylu charakterystycznego dla lat 60-ych; co doskonale widać w wyreżyserowanym przez nią teledysku "Video Games".


Gwiazda okrzyknięta przez jeden z brytyjskich magazynów muzycznych, jako nadzieja światowej sceny muzycznej, da koncert już 3 czerwca na Orange Warsaw Festival 2016 na warszawskim torze wyścigów konnych Służewiec.







Kolejną, dość specyficzną, choć to i tak zdecydowanie za mało powiedziane, gwiazdą będzie zespół Die Antwoord.


Ich nierealny do podrobienia styl bycia, zaciekawił mnie w takim stopniu, że mimo tego, iż nie jestem jedną z ich fanów, to 03 czerwca znowu, tak jak podczas Open'era 2015, na którym wystąpili, będę stać wpośród nich, pod sceną i niecierpliwie wyczekiwać (co zapewne długo nie potrwa), czym będą próbowali nas zaszokować tym razem.


Twórcami jakże świeżej i nieco futurystycznej muzyki są 3 osoby:  ¥o-landi Vi$$er (Anri du Toit) o niezwykle dziecięcym głosie i lekkim podejściu do życia- like a kid, DJ Hi-Tek (Justin De Nobrega) robiący mega bity, a także Ninja (Watkin Tudor Jones), którego zobaczenie na scenie w koszule niemal graniczy z cudem.







Skrillex! Tego Pana jeszcze nie widziałam "live", ale biorąc pod uwagę jego ostanie kawałki, które utrzymują się długo na topie, oczekuję od niego olbrzymiej dawki mocy na sobotnim wieczorze.


Gwałcąc reeplay teledysku "Mind" myślę, że wręcz nie ma innej opcji, żeby OWF wypadło gorzej, niż na nim (tak, wiem, ale pomarzyć sobie zawsze można). Moje zamiłowanie do muzyki elektronicznej zostanie przez niego spełnione, to jest pewniak!








A teraz coś ze spokojniejszych klimatów,  jakie zaserwuje nam Tom Odell.


Brytyjczyk, ze swoją charakterystyczną stylizacją włosów poduszką, w zeszłym roku również wzbogacił lineup Open'era. Na tegorocznym Orange Festival oczekuję jego nieśmiertelnego "Another Love" i "I know" (I can't wait)!






Zamykającą grono moich ulubieńców jest MØ. Nadaremno naszukałam się jej pierwszej litery nazwiska z alfabetu fonetycznego na klawiaturze, także bez wiki się nie obeszło, sorry bro.



Karen, znana głownie z hitu "Lean on', z tego co widzę, dość często u nas gości- o ile dobrze pamiętam, będzie także na tegorocznym Audio River w Płocku-  również się wybieram, bilet czeka w stanie najwyższej gotowości,  mam nadzieję, że Was też tam spotkam.


To oczywiście nie wszyscy artyści, a tegoroczny lineup Orange Warsaw Festival uważam za jeden z lepszych. Skoro mnie przekonał, to przekona również wielu innych. A jak Was? Też będziecie? Dawajcie znać, czekam na Was!
Kochani! Będzie moc!




poniedziałek, 18 kwietnia 2016

But my fault lies in weakness to Berlin!


Mając do dyspozycji wolny weekend i brak jakichkolwiek na niego planów, to nie ma nic lepszego, niż "take a trip".  W moim przypadku podróże to idealne lekarstwo na tzw. bad day.
Nie ma sensu siedzieć, zamartwiać tym, co i tak nic nie wniesie pozytywnego do naszego życia. Złota zasada- "jeśli nie wiesz co robić, zacznij coś robić". Zaczniesz koncentrować swoją uwagę na konkretnej rzeczy, a nie wysyłać ją w pustą przestrzeń, z której i tak nie wróci. Poświęć chwilę dla siebie.
Może jakiś wyjazd?



Osobiście mam słabość do poznawania nowych miejsc, a ostatnio moje serce skradł Berlin.

"But my fault lies in weakness to Berlin"
Był to kolejny weekendowy wypad  z serii "ucieczka od codzienności", których ostatnio coraz więcej u mnie.. Może to wszystko przez zbliżającą się olbrzymimi krokami maturę..
Ale jednak nie myślmy o tym i łapcie foty, które udało mi się zrobić w wolnych chwilach mojego pobytu w stolicy Niemiec.































See U soon!
-xoxo, Meg


środa, 30 marca 2016

Years &Years in Warsaw - They were Kings under our control!





Korzystając z genialnego prezentu urodzinowego od znajomych, wtorkowy wieczór (15.03.) mogłam spędzić na koncercie brytyjskiej grupy Years&Years.


Był on idealnym rozładowaniem "maturalnej atmosfery". Czasami warto na kilka dni uciec X km od straszącej szarymi murami szkolnej codzienności, bo przyjemności przecież nie wolno sobie odmawiać.


Pomysł z koncertem był idealny!
Niesamowita energia, która biła od Y&Y, od samego początku wprowadziła wszystkich w tzw. stan "tu i teraz", pozbawiając nas zbędnego myślenia o niedających spokoju sprawach.




Zaraźliwy entuzjazm lidera zespołu wydaje się być obecny nawet na zdjęciach. Uwielbiam ludzi, którzy mają w sobie tak dużo empatii i pozytywnego nastawienia do drugiego człowieka. Zastanawiam się tylko, czy to zawsze musi być uwarunkowane ich niekoniecznie wartą wspominania przeszłością, czy jest to po prostu powszechnie zanikająca część osobowości.


Momentami Olly zdawał się być w swoim (zapewne baaardzo fascynującym) świecie. Może to dlatego mogę śmiało powiedzieć, że w występ włożył całe swoje serce.


Nie pominę zaangażowania reszty zespołu, razem z dwuosobowym chórkiem,  który sprawił, że koncert był niemalże epicki! 


Doprowadzenia całego Torwaru do śpiewania "Take shelter" nie stanowiło najmniejszego problemu. Nie było tam takiej osoby, która nie znałaby tekstu.





Uważam, że Olly zrobił to, co miał zrobić – dał bardzo dobry koncert, nie odgrywając tylko płyty, ale dając publiczności coś więcej, czyli epicki! cover "Hotline Blig" Drake'a, czy " Toxic" Britney Spears.




Ludzi było multum, a atmosfera, zarówno ta pod sceną jak i na trybunach, wywarła na zespole ogromne wrażenie, gdyż zdecydowali się zaserwować publice bis dedykując nam " 2 more songs".


Przechodzących sceną artystów publiczność wręcz zasypywała prezentami. Maskotki, korony, misie… było wszystko.


Mikey Goldsworthy odwdzięczając się rzucił w tłum pałki perkusyjne, o które wszyscy się zabijali. 
Ja byłam tą szczęściarą, w której ręce dotarły ( btw. długiej drogi to nie miały). 


Co jakiś czas, by  nie dać o sobie zapomnieć, na scenę wychodził również Emre Türkmen.



Olly był na bieżąco w kontakcie z publicznością, która również nie dawała o sobie zapomnieć.



Głównym elementem jego występu był taniec. Jeden jedyny, wyjątkowy i charakterystyczny tylko dla niego. Na tyle oryginalny, że nie do powtórzenia przez kogokolwiek innego.


Był On po prostu prawdziwym Królem tamtego wieczoru, czemu nikt nie zaprzeczy.



W czasie pożegnania Olly, w imieniu całej grupy, stwierdził, że Polska jest ich drugim domem, gdzie czują się cudownie i z chęcią będą wracać. 



W takim stopniu polubił nasz kraj, że nauczył się kilku zwrotów po polsku, za co jeszcze bardziej wszyscy go pokochali.


Wrzucam Repost insta Yearsów z koncertu w Warszawie. Nie jest to jedyne zdjęcie z Torwaru na ich profilu, ale warto zaznaczyć, że wszystkie zdjęcia z trasy koncertowej są właśnie od Nas, z Polski.


Wszystkie zdjęcia zrobiłam iPhone'm.
Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa.